Gramy dla Marcina
Był najmłodszym piłkarzem w Polsce, jaki kiedykolwiek zadebiutował w ekstraklasie. Z juniorami Hutnika dwa razy sięgał po mistrzostwo Polski. Teraz zamach na życie Marcina Latosa zrobił nowotwór złośliwy.
17 listopada 1991 r. wszedł na boisko na drugą połowę meczu Śląsk Wrocław - Hutnik Kraków. Jego hutnicy przegrywali 0:3. Marcin "plamy" nie dał. Miał kilka udanych interwencji, koledzy wzięli się do roboty i doprowadzili do stanu 2:3. Latos miał ledwie 16 lat i trzy dni.
Furory w I lidze nie zrobił. Kariera zawodowa urwała mu się nagle w wieku 26 lat. - Miałem ciężką operację kręgosłupa, po której nie byłem w stanie wrócić do profesjonalnej piłki - opowiada Marcin.
Później jeszcze pogrywał w regionalnych zespołach - Niedźwiedziu, Grzegórzeckim, Proszowiance, Gościbii Sułkowice, a na hali w ekipie Kupczyka Kraków. Ostatnio zabawowo grał w LKS Śledziejowice.
W styczniu stała się straszna rzecz. - Praktycznie z dnia na dzień zacząłem strasznie żółknąć, więc postanowiłem się przebadać - opowiada nam Marcin Latos. U Marcina wykryto nowotwór złośliwy trzustki.
- Nie będę ukrywał, że miałem ciężkie chwile, wylewałem łzy, ale nauczyłem się z tym żyć. Na pewno wytrzymałości dodał mi sport, który uprawiałem od dziecka - zwierza się nam Marcin.
Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że przez walkę z rakiem Latos nie chodzi do pracy. Pracował na Poczcie Polskiej, ale teraz żaden lekarz nie podbiłby mu zezwolenia na pracę.
Marcin przechodzi kurację przy użyciu sprowadzanej z Anglii szczepionki. - Jestem trochę królikiem doświadczalnym, bo to dopiero testowany na ludziach lek. Ale nie mam innego wyjścia, to ostatnia deska ratunku - ma świadomość. - Głupio by było opuszczać ten padół w wieku 32 lat, ale łatwo się nie poddam.
Do Latosa pomocną dłoń wyciągnął jego macierzysty klub. Hutnik w najbliższą niedzielę przeprowadzi turniej, z którego dochód zasili leczenie Marcina. ,,Nigdy nie będziesz szedł sam..." - takie piękne hasło przyświeca turniejowi.
Na parkiecie staną naprzeciw siebie wybitni piłkarze, których gwiazdy błyszczały najjaśniej w różnych okresach. Citko kontra Kmiecik! Szymkowiak kontra Szypowski! Koźmiński kontra Kucharski! Sermak konta Moskal! Takie i wiele innych pojedynków piłkarskich gwiazd będzie można zobaczyć w turnieju halowym zorganizowanym na rzecz pomocy ciężko choremu byłemu piłkarzowi Hutnika.
Marcin Latos ma 33 lata, z Hutnikiem zdobył tytuł mistrza Polski juniorów w latach 1993 i 1994, był reprezentantem Polski do lat 18, wielokrotnym reprezentantem Krakowa.
Źródło: Interia
http://sport.interia.pl/wiadomosci-dnia/news/najmlodszy-debiutant-gra-o-zycie,1070170
Start turnieju: niedziela, 9 marca, g.13, zakończenie g.20.
Wstęp wyłącznie z zaproszeniami, można je odbierać w:
- Hutnik Kraków SSA, ul. Ptaszyckiego 4, pokój 206;
- Sport SHOP ADI, ul. Fatimska 194;
- TRANS MEDICAL, os. Złota Jesień 6, pokój 60.
W turnieju wystąpią drużyny
WAWEL SERVICE ALL STARS
SPORT SHOP ADI HUTNIK 90
HUTNIK - MISTRZ POLSKI JUNIORÓW 93
KUPCZYK
BRATHANKI
OLDBOJE WISŁY
OLDBOJE CRACOVII
OLDBOJE GARBARNII.
Rozmowa z Marcinem Latosem
Waldemar Kordyl: Kiedy dowiedział się Pan o swojej chorobie?
Marcin Latos: 3 stycznia. Miałem objawy żółtaczki, dopiero po tomografii komputerowej okazało się, że mam guza na trzustce. Przeszedłem operację, guza nie wycięto, bo był zbyt duży. Ordynator nie chciał mnie zabić na stole. Potwierdziło się tylko, że to nowotwór. Mam przerzuty na wątrobę. Od czterech tygodni dostaję specjalne szczepionki.
Na przekór chorobie tryska Pan energią i optymizmem.
- Mam to po mamie. Trochę płakałem, trwało to chwilę, dwa, trzy dni. Potem poukładałem sobie wszystko w głowie. Chce żyć i walczyć jak najdłużej. Tylko głupi człowiek nie czuje strachu przed śmiercią. Piłce zawdzięczam bardzo dużo. Lekarze nie dają szans na wyleczenie, ale na jej zatrzymanie tak. Cuda się zdarzają, jestem mocny fizycznie i psychicznie. Nie zadaję sobie pytań dlaczego akurat ja. Patrzę na świat optymistycznie i z uśmiechem na ustach. Zawsze byłem wierzący, ale nie bardzo praktykujący. Po przeczytaniu książki ojca Pio dużo się zmieniło. Nie ma nic ważniejszego niż zdrowie.
W Hutniku zagrał Pan trzy razy w I lidze.
- Była mocna konkurencja: Jacek Bobrowicz, Robert Stanek i Siergiej Szypowski. W II lidze też wystąpiłem tylko cztery razy, ale wtedy odezwał się kręgosłup. Nie miałem szczęścia, nie błyszczałem też warunkami fizycznymi. W Śledziejowicach od marca będę trenował bramkarzy, ale wspaniałych ludzi spotkałem w każdym z klubów, w którym zagrałem.
Najpiękniejsze przeżycie w karierze?
- Mój debiut w pierwszej lidze. Miałem 16 lat i 3 dni. Do dziś jestem chyba najmłodszym bramkarzem, który zadebiutował w ekstraklasie. To było 17 listopada 1991 r. Przy 7 tys. widzów we Wrocławiu przegraliśmy ze Śląskiem 2:3. Do przerwy było 3:0 dla gospodarzy, zmieniłem Darka Dębosza i już gola nie puściłem, a nogi miałem jak z galarety.
Przyjdzie Pan w niedzielę na turniej?
- Będę pomagał w organizacji i dobrze się bawił. Idę ze swoim nieszczęściem do przodu, jestem otwarty na ludzi, ale i przerażony skalą imprezy. W tym momencie nie jest mi potrzebna pomoc finansowa. Na razie nic mi nie brakuje, leczenie mam za darmo. Ale inicjatywa środowiska piłkarskiego to coś pięknego. Bardzo się wzruszyłem.
Rozmawiał Waldemar Kordyl
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35800,4990099.html
Tutaj jest miejsce na Twoją reklamę.
Napisz do nas.